Importujemy góry odpadów. Najwięcej przyjeżdża z Niemiec
Dlaczego importujemy odpady? Ich przewożenie przez granicę jest zawsze spowodowane różnicą w cenach przetwarzania, rożnymi obostrzeniami prawnymi lub różnymi poziomami kontroli przez instytucje publiczne, wyjaśnia Piotr Barczak z Polskiego Stowarzyszenia Zero Waste.
- W Polsce z powodu niższych kosztów pracy "Janusze biznesu” odkrywają żyłę złota - mówi Barczak. Dodaje, że zyskuje zarówno podmiot wysyłający odpady do Polski (unikający większych opłat u siebie w kraju), jak i podmiot przyjmujący w Polsce.
Jeśli firma przyjmująca ma w planach nielegalną utylizację odpadów, np. zdeponowanie w mogilnikach, wyrobiskach czy przetrzymanie w magazynach bez planu na przetwarzanie, to jest to przestępstwo i odpowiednie służby w Polsce muszą się tym zająć. - Niestety, zbyt często uchodzi to na sucho lub kary są nieadekwatnie niskie, w związku z czym nadal opłaca się sprowadzać odpady - dodaje Barczak.
Polskie firmy będą produkować w UE? "Bez subwencji od państwa się nie da"
Mimo że transgraniczne przemieszczanie odpadów jest powszechnym zjawiskiem w Europie, udział Polski w tym rynku nie jest duży. Masa odpadów przywieziona do Polski w 2017 roku wynosiła ok. 370 tys. ton, co stanowiło ok. 0,33 proc. ogólnej masy odpadów wytworzonych w Polsce. W tym samym czasie do Niemiec, europejskiego lidera w imporcie odpadów, trafiło ponad 6 mln ton odpadów – szesnastokrotnie więcej niż do Polski.
– Niestety często w przestrzeni medialnej powtarzany jest daleki od prawdy, za to wywołujący zainteresowanie u odbiorców stereotyp o tym, że do Polski trafiają nieprzebrane góry odpadów lub co gorsza śmieci. W rzeczywistości na podstawie przepisów krajowych, do Polski możliwy jest przywóz wyłącznie odpadów przeznaczonych do odzysku – głównie surowców wtórnych wykorzystywanych w produkcji. W innych przypadkach mówimy o przestępstwach ściganych przez Prokuraturę m.in. we współpracy z Inspekcją Ochrony Środowiska - mówi Wojciech Laska, rzecznik Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska (GIOŚ).
W 2018 roku Polska zaimportowała 434 tys. ton odpadów, z czego ponad połowę z Niemiec, wynika z najnowszych danych Eurostatu. Około jedna piąta importu pochodziła z trzech krajów: Wielkiej Brytanii, Szwecji oraz Włoch. Ale na liście znalazła się także Nigeria, która dostarczyła ponad 6 tys. ton.
Do Polski z dalekich zakątków świata takich jak Nigeria, Australia i Nowa Zelandia przywożone są odpady w postaci zużytych akumulatorów kwasowo-ołowiowych, które są cennym źródłem surowców wtórnych, wyjaśnia GIOŚ.
Jakie odpady obejmują dane Eurostatu, pokazane na mapie poniżej? Te zaklasyfikowane jako niebezpieczne, czyli np. zawierające azbest, a także zużyte akumulatory, szkła z ekranów telewizorów czy monitorów komputerowych oraz np. paliwa alternatywne. Mowa o imporcie legalnym, na który wymagana jest specjalna zgoda. To tylko kilka przykładów, bo lista jest długa.
Copy: bezrobocie
W Polsce istnieje także wiele firm, które zajmują się sprowadzaniem odpadów, nieuwzględnionych przez Eurostat. Mowa np. o surowcach wtórnych. - Import dokonuje się na tak zwanych "zielonych listach". To są surowce do procesów recyklingu. Surowce kupowane przez zakłady recyklingu są importowane z dwóch względów: albo cena jest bardziej konkurencyjna, albo ktoś z zagranicy oferuje lepszą jakość - mówi Marta Krawczyk z organizacji odzysku opakowań Rekopol.
Na "zielonej liście” znajdują się np. złom żelaza i stali, makulatura, stłuczka szklana, niezanieczyszczone tworzywa sztuczne, zużyte opony.
- Jest to taka sama branża jak każda inna, a surowce wtórne są traktowane jak każdy inny towar. Nie ma tu miejsca na rozważania, czy wolimy krajowe, czy zagraniczne. Tak samo, jak w innych branżach, kupuje się od tego, kto daje lepszą cenę i jakość - dodaje Marta Krawczyk.
Importujemy, ale mamy problem z własnymi odpadami
Z kolei Piotr Barczak zwraca uwagę, że w Polsce mamy problem z własnymi śmieciami. Nie zbieramy ich selektywnie i tracimy bezpowrotnie ich wartość. Zakłady recyklingu muszą posiłkować się czystym materiałem zbieranym selektywnie w innych krajach.
- To może im pomóc utrzymać się na rynku, ale docelowo infrastruktura każdego kraju powinna być wykalibrowana do ilości wytwarzanych odpadów lokalnie, a nie globalnie, aby nie generować niepotrzebnych kosztów transportu - zauważa. Jego zdaniem, odpady powinny być selektywnie zbierane oraz, jeżeli się do tego nadają, powinny wracać do gospodarki jako surowiec wtórny. Najlepiej do gospodarki lokalnej.
Zobacz też:To oficjalne: strąciliśmy Niemcy z piedestału. W UE jesteśmy teraz węglowym trucicielem nr 1
Import surowców wtórnych jest więc legalny, natomiast sprowadzanie do kraju odpadów komunalnych, wytwarzanych w gospodarstwach domowych i potocznie nazywanych śmieciami, to przestępstwo.
Łamanie prawa może dotyczyć nie tylko odpadów komunalnych. Co jakiś czas w mediach pojawiają się informacje o zatrzymaniach nielegalnych transportów na granicy lub na terenach przygranicznych. W czerwcu w okolicach Zgorzelca zatrzymano ciężarówkę, w której znajdowały się 24 tony metalowego złomu z rozbiórek budowlanych. W maju w naczepie ciężarowej znaleziono nielegalne odpady metalowe, elementy z demontażu lodówek i zamrażarek oraz ocieplenia z tworzyw sztucznych.
Natomiast pod koniec ubiegłego roku inspektorzy udaremnili próbę importu do Polski ponad 2,3 tys. ton odpadów z Norwegii. Były to zrębki drewniane zanieczyszczone lakierami i farbami.
Pożary
Co jakiś czas słyszymy o pożarach w nielegalnych miejscach gromadzenia odpadów. Ktoś przyjmuje odpady i bierze za to pieniądze. Potem je podpala i ślad po nim znika. To działalność przestępcza.
Pożary mogą się zdarzyć też na legalnych składowiskach. Bywają pokłosiem problemu z częścią tzw. frakcji kalorycznej, zauważa Karol Wójcik ze Związku Pracodawców Gospodarki Odpadami (ZPGO). To ta część odpadów, która pozostaje po procesie sortowania, a w praktyce nie nadaje się do recyklingu: między innymi strzępki folii i opakowań z tworzyw sztucznych. - Średnio połowa tego żółtego worka, do którego gromadzimy w domach tworzywa sztuczne, do niczego się nie nadaje - mówi Wójcik.
Zobacz też: Waloryzacja rent i emerytur. Seniorzy zobaczą na własne oczy rekord dekady
W 2016 roku zakazano składowania frakcji kalorycznej, jednak nie dano alternatywy. W Polsce brakuje bowiem spalarni. Natomiast cementownie, które mogą wykorzystać takie odpady do zasilania pieców, mają również ograniczone moce przerobowe, a do tego dochodzi sezonowość, gdy produkcja jest mniejsza, przyjmują mniej tzw. RDF-u, czyli paliwa z odpadów.
- W związku z tym te odpady były magazynowane przez lata na terenie różnych instalacji w Polsce, w okresach dłuższych niż pozwala na to ustawa. A wysoka temperatura i uwalnianie się metanu powodowało samozapłony. W niektórych przypadkach mogło też dochodzić do podpaleń - mówi Wójcik.
Zobacz też:Rząd tworzy specjalny fundusz. Klienci biur podróży będą spłaceni
Zwraca też uwagę, że w takiej sytuacji krajowi przedsiębiorcy coraz poważniej rozważają eksport odpadów wysokokalorycznych za granicę do tamtejszych spalarni. Jednak dopóki w Polsce nie powstaną spalarnie, nie ma co liczyć na spadek cen za gospodarowanie odpadami.
Polska również eksportuje odpady, przede wszystkim do Niemiec. W 2018 roku eksportowaliśmy za zachodnią granicę 62 tys. ton. Jednak to kropla w morzu tego, co trafia do naszego zachodniego sąsiada, który jest największym importerem odpadów w Europie.
A Ty jak dbasz o środowisko? Razem z Wirtualną Polską podejmij #EkoWyzwanie! Pochwal się swoimi osiągnięciami na #dziejesie