#EkoWyzwanie. Zero waste dla początkujących, czyli segregacja śmieci nie jest najważniejsza
Ola mieszka w Krakowie, pracuje w branży kreatywnej. Jest na bakier z segregacją śmieci, bo nie widzi w tym sensu. - Mam poczucie, że cała idea segregacji śmieci zjada swój własny ogon. Kiedyś starałam się oddzielać papier, plastik, szkło... Jednak, kiedy zaczęłam obserwować strony zero waste i MPO, okazało się, że wszystko robię źle, a większość odpadów, które, jak mi się wydawało, nadają się do recyklingu, powinno się wrzucać do "zmieszanych". Straciłam zapał i ochotę na sprawdzanie każdorazowo, gdzie powinny zostać umieszczone poszczególne śmieci. Jest też ogromna dezinformacja w tym zakresie – np. długo ludzie wierzyli, że należy myć opakowania przed ich wyrzuceniem. Byłoby to absurdalne, bo przecież zwiększałoby jednocześnie zużycie wody. Takie przykłady można mnożyć - mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Ola podkreśla, że to nie jest jakiś specjalny bunt ani manifestacja. - Buntu nie ma w tym żadnego. Nikt mi głowy nie zawraca, choć wielu moich znajomych jest lub stara się być eko, nikt ewangelizacji nie prowadzi - dodaje. Dla Oli dbanie o środowisko to rezygnacja (prawie) z jedzenia mięsa, zakupy w second handach i poruszanie się rowerem po Krakowie, ewentualnie komunikacją miejską. Segregację śmieci zostawia innym.
"Zostaną po mnie śmieci"
Po drugiej stronie eko barykady jest druga Ola – Aleksandra Przeździecka, która jako "Koralowa Mama" prowadzi blog parentingowy między innymi o dobrym, ekologicznym życiu.
Aleksandra mówi, że w sercu ma maksymę "non omnis moriar" - zostaną po mnie śmieci. Śmieci, to jak wymienia: szczoteczki do zębów, rajstopy, kubeczki po jogurcie. Setki produktów. - Przyznam, że mocno mnie to zawstydza, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem w stanie wyeliminować śmieci do zera. Ale mogę przynajmniej ułatwić odpowiednim służbom obchodzenie się z moimi śmieciami - więc segreguję. Do tego stopnia weszło nam to w krew, że pudełko po pizzy dzielimy na część zatłuszczoną (zmieszane) i czystą (papier), koperty z okienkiem rozrywamy (papier i tworzywa sztuczne), a gdy mam wątpliwości co do pojemnika, sprawdzam w wyszukiwarce na stronie urzędu miasta - opowiada.
Aleksandra zaangażowała całą rodzinę (ma dwójkę dzieci) do tego, by dbała o środowisko. - Początkowo, gdy segregacja zaczęła wchodzić do naszych domów, musieliśmy się tego nauczyć. Więc w czasie spacerów urządzałam zgadywanki "do którego śmietnika wrzucicie ogryzek, a kubeczek po serku, a co ze skorupką od jajka". Nie było to proste, ale trening czyni mistrza. I teraz trochę pilnujemy się nawzajem: "kto wrzucił paragon do papieru, hę?" - opowiada.
Dla Aleksandry to "obciach" wrzucać wszystko do jednego kubełka. Idzie krok dalej. - Co więcej, sortowanie śmieci zainspirowało mnie do domowej produkcji jogurtu naturalnego. Codziennie na śniadanie jem jogurt i któregoś razu, wrzucając kubeczek, zobaczyłam, ile ich już tam jest. Poczułam nieprzyjemne ukłucie i stwierdziłam, że coś z tym trzeba zrobić. Dziś wielki słoik z domowym jogurtem stoi zawsze w lodówce, smakuje mi bardziej niż sklepowy i wyrzucam mniej niż kubeczek tygodniowo. To realna zmiana, efekt, który widzę. Zostanie po mnie mniej plastikowych kubeczków - podsumowuje eko entuzjastka.
Wysypaliśmy górę śmieci w centrum Warszawy. Zobacz reakcje przechodzących osób
Mniej rzeczy
Katarzyna Kędzierska, autorka bestsellerowej książki "Chcieć mniej. Minimalizm w praktyce" ma oryginalny pomysł na ochronę środowiska – mniej rzeczy w domu równa się mniej śmieci. Minimalizm, wyjaśnia Katarzyna, upraszcza jej życie na wielu jego płaszczyznach. - Oznacza to, że żyję prosto, stale weryfikuję swoje potrzeby i zachcianki, ale nie jestem ascetką czy mniszką. Staram się dbać o swoje dobre nawyki, jak oszczędzanie wody w wielu różnych aspektach, ograniczanie plastiku w codziennym życiu itp., ale uważam, że najważniejsza rzecz, którą robię, to po prostu kupuję mniej! Wtedy nie muszę się aż tak bardzo zastanawiać nad recyklingiem i segregacją niepotrzebnych rzeczy, bo nie mam niepotrzebnych rzeczy. Bo może, zamiast ciągle zastanawiać się, czy kupujemy właściwie rzeczy, skupmy na kupowaniu właściwych rzeczy wtedy i tylko wtedy, gdy rzeczywiście są nam potrzebne - mówi.
Jak wykazuje ekspertka zero waste Małgorzata Gęca, segregowanie śmieci wcale nie jest najważniejsze. Gęca jest współzałożycielką Polskiego Stowarzyszenia Zero Waste, zawodowo zajmuje się edukacją ekologiczną. W podejściu zero waste, wyjaśnia Gęca, segregacja i recykling znajdują się na samym dole hierarchii postępowania z odpadami. Nie znaczy to oczywiście, że selektywna zbiórka nie jest kluczowym elementem zawrócenia wykorzystanego materiału z powrotem do obiegu. Po prostu wiadomo już, nie jest to żadne rozwiązanie problemu. Fakty są takie, że od lat 50. do dzisiaj na całym świecie poddano recyklingowi tylko 9 proc. plastiku. Reszta trafiła na składowiska lub do spalarni, zatruwając glebę, wodę i powietrze oraz przyczyniając się do pogłębiania zmian klimatu. Musimy natychmiast, z dnia na dzień przestać wierzyć w recykling, bo nasze śmieci zajmują już zbyt dużo miejsca, by móc je usunąć.
Zdaniem ekspertki zachowanie Oli z Krakowa jest jak najbardziej uzasadnione, ale to, co robi Aleksandra, wynika z entuzjastycznego podejścia do ekologicznych zachowań. Natomiast pomysł Katarzyny, by mieć mniej rzeczy - a co za tym idzie, "wytwarzać" mniejszą ilość śmieci - jest najbardziej zero waste.
Ekspertka edukacji ekologicznej podaje kilka prostych sposobów, które będą skuteczną formą dbania o środowisko. Zacznijmy od tego, czym jest zero waste. Małgorzata Gęca tłumaczy to tak: Wbrew pozorom nie chodzi o niewytwarzanie żadnych odpadów – to byłoby absurdalne i niewykonalne w obecnym ekonomicznym i społecznym modelu rozwoju. Najcelniejszym tłumaczeniem pojęcia zero waste jest "niemarnowanie", a najkrótszą definicją - "ograniczanie powstawania niepotrzebnych odpadów". Chodzi o uświadomienie sobie wpływu naszej konsumpcji na wyczerpywanie się surowców naturalnych planety oraz o minimalizację tego wpływu.
To co robić? Segregować? Nie segregować? Zdaniem ekspertki warto zastosować się do trzech najprostszych zero waste zasad i zarówno my, jak i planeta zyskają bardzo dużo. Właśnie takie podejście wypracował Jacek Wieczorek, który po pracy moderuje grupę na Facebooku poświęconą właśnie zero waste. - W domu staram się żyć wg zasad zero waste - opowiada Jacek - ale i nie popadać w radykalizm. Chodzę z własną torbą na zakupy, z własnym kubkiem i pojemnikiem, gdy biorę kawę i ciasto na wynos. Duża część mebli i wyposażenia mojego mieszkania pochodzi z "odzysku". Nawet rower dostałem od kogoś, kto czyścił swoją piwnicę i dałem mu drugie życie.
Trzy najważniejsze rady zero waste
Wielorazowa torba na zakupy pozwala nie tylko zaoszczędzić – nie kupujemy kolejnych reklamówek, ale również jest modna. Jeżeli masz w domu zbyt wiele wielorazowych toreb to, jak proponuje Małgorzata Gęca, można założyć tak zwany punkt "toreb bumerangów" w osiedlowym sklepie. To znaczy, w porozumieniu ze sklepikarzem ustawiamy karton, w którym znajdą się zbędne i nadliczbowe w naszym domu torby, które każdy kupujący w sklepiku może wziąć zamiast kupować nową, plastikową. Takie rozwiązania działają w coraz większej liczbie małych sklepów.
Wielorazowa butelka na wodę to kolejne rozwiązanie, które wiąże się z jednorazowym wydatkiem. Warto zainwestować w dobrej jakości butelkę – szklaną, metalową lub z plastiku z atestami. Niestety, jednorazowe butelki, w których sprzedawana jest woda, są i z nazwy, i zastosowania tylko jednorazowe. Pijąc kranówkę wydajemy około 2 groszy zamiast 2 złotych – przekonuje edukatorka ekologiczna. Dobrą wiadomością jest to, że na rynku nie brakuje ślicznych, modnych i superpraktycznych wielorazowych butelek.
Trzecia zasada mówi, żeby zamienić kosmetyki w plastikowych opakowaniach na przykład na mydło w kostce. Gęca radzi by wybierać produkty, które są sprzedawane jako stała kostka, nie muszą mieć zbędnego opakowania i często mają wszechstronne zastosowanie. Rozwiązaniem pośrednim jest nalewanie szamponów, żeli do już wcześniej kupionych opakowań – przybywa takich drogerii, gdzie przychodzimy ze swoim pojemnikiem, można też kupować tak zwane "uzupełnienia", czyli produkty, które przelewamy do np. butelki z dozownikiem, a kupujemy w miękkim plastikowym woreczku. Wciąż przybywa zbędnego plastiku, ale skalę można zmniejszyć, zaczynając od większych opakowań, potem "uzupełnienia", by przejść do produktów, które nie wymagają opakowań z plastiku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl