#EkoWyzwanie. Mocno ograniczyły kupowanie ciuchów. Wszystkie ubrania mieszczą na jednym wieszaku
Przemysł modowy to druga na świecie najbardziej szkodliwa dla środowiska produkcja. Wytwarzanie ubrań dramatycznie wpływa na kondycję naszej planety, dlatego akcje promujące kupowanie z drugiej ręki są niezwykle potrzebne. Na szczęście coraz więcej osób nabiera świadomości, jak wygląda proces produkcji odzieży i decyduje się na poszukiwanie ubrań, które zostały już wyprodukowane i którym można nadać drugie życie.
Olga Kogutnicka prowadzi w sieci profil "Jak mniej" i od jakiegoś czasu stara się nie kupować ubrań w sieciówkach.
- W moim przypadku to był proces. W momencie, kiedy postanowiłam żyć bardziej świadomie, zaczęłam zgłębiać temat produkcji ubrań w sieciówkach. To nie było tak, że jednego dnia postanowiłam, że już więcej tam nic nie kupię. Najpierw zrobiłam sobie trzy miesiące bez kupowania ubrań i wtedy też mocno obniżyłam liczbę ciuchów w mojej szafie. Oddałam koleżankom mnóstwo rzeczy i zostawiłam tylko te, które bardzo lubię i w których czuję się komfortowo - powiedziała w rozmowie z WP Kobieta.
Połowę tekstyliów produkowanych na świecie stanowi bawełna. Aby wytworzyć jeden kilogram surowca, potrzeba ok. 29 000 litrów wody, co wystarczy na mniej więcej dwie pary spodni. Natomiast jeśli chcemy z takiej bawełny wyprodukować ubrania, to poddaje się ją różnym zabiegom chemicznym, które również są szkodliwe dla środowiska.
Olga znalazła inny sposób na pozyskiwanie ubrań do swojej garderoby. Najczęściej korzysta z aplikacji, w której może znaleźć ciekawe rzeczy za przystępne ceny lub umawia się na wymiany ciuchów z koleżankami.
- Ostatnio zastanawiałam się, jak podejść do sprawy, bo brakowało mi koszulki, krótkich spodenek. Finalnie skorzystałam z aplikacji, w której można kupić ubrania z drugiej ręki. To jest najłatwiejsza i najwygodniejsza opcja. Bardzo lubię też wymianki ciuchowe z koleżankami. Teraz jest pandemia i raczej się nie spotykamy, ale wcześniej raz na dwa, trzy miesiące, robiłyśmy przegląd szaf i przynosiłyśmy rzeczy do biura.
Organizowała targi modowe, dzisiaj mówi o świadomych zakupach odzieżowych
Ania Pięta, pomysłodawczyni i organizatorka targów mody HUSH, od prawie 3 lat nie kupuje nowych ubrań. Pewnego dnia uznała, że nie chce przykładać ręki do promocji przemysłu odzieżowego i postanowiła ograniczyć zakupy odzieżowe do minimum. To był dług proces.
ZOBACZ: Czym jest slow fashion?
- Kiedyś organizowałam przez 7 lat targi mody lokalnej HUSH. To była bardzo ciekawa inicjatywa, ale w pewnym momencie wypaliłam się zawodowo. Kiedy tworzyłam ten projekt, chciałam pokazać ludziom, że nie muszą kupować tylko w sieciówkach, że jest wiele polskich marek tworzących w duchu slow, którym warto się przyjrzeć. Potem naszła mnie refleksja, że to jest za mało, że tym niczego nie zmienimy, że ta produkcja rośnie, a ludzie nie przestawiają się, tylko kupują więcej. Nie chciałam przykładać ręki do produkcji ubrań bez strategii. Zaczęłam zastanawiać się, jak można mówić do ludzi o modzie w inny sposób. Wtedy sama postanowiłam, że nie będę kupować ubrań z sieciówki. Przez dwa lata liczyłam, ile udaje mi się wytrzymać. Teraz już tego nie robię. Jeśli czegoś potrzebuję, to najpierw kieruję się do lumpeksu. Przez ostatnie trzy lata nie byłam w centrum handlowym - powiedziała w rozmowie z WP Kobieta.
Targi HUSH to już przeszłość. Choć Ania przyznaje, że sama lubiła kupować rzeczy od polskich projektantów i dwa razy w roku robiła duże zakupy. Zawsze jednak zwracała uwagę na jakość nabywanych rzeczy.
- Myślę, że kiedy HUSH były bardzo popularne, byłam zakupoholiczką. Największe zakupy robiłam dwa razy w roku właśnie na targach. Lubię takie powiedzenie, że 1 zł to jeden głos, czyli głosujesz za tym, co kupujesz. Wydawałam pieniądze u ludzi, których znam. Odkładałam sobie określoną kwotę i mogłam sobie kupić np. torebkę od polskiej marki za 1000 zł. Wiedziałam, że to dobra inwestycja i świetna jakość. Nigdy nie byłam zakupoholiczką sieciówkową. W zasadzie od początku istnienia lumpeksów w Polsce, ubierałam się tam. Moja mama nauczyła mnie tego, że możesz połączyć coś od projektanta, coś z lumpeksu i wyglądasz świetnie. Część swoich rzeczy też przerabiam, jeśli uznam, że warto - dodaje.
Jest projektantką mody i wybiera świadomie
Z kolei Natalia Zawada zajmuje się projektowaniem mody. W wieku 19 lat zaczęła pracować jako stylistka przy sesjach zdjęciowych, a moda to było całe jej życie.
- Moja poważna przygoda z wyższą modą zaczęła się, kiedy zaczęłam pracować w domu mody Alexandra McQueena. Moda była dla mnie szalenie ważna, to był mój styl życia. Wszystko inne stało na dalszych planach - powiedziała w rozmowie z WP Kobieta.
Wówczas Natalia zderzyła się ze światem, o którym zawsze marzyła. Miała dostęp do wszystkich najmodniejszych ubrań. Jako stylistka chciała być o krok przed wszystkimi.
- Swoją ekspresję artystyczną starałam się wyrażać poprzez ubiór. Chciałam, żeby było widać, czym się zajmuję. W pewnym momencie, szczególnie wtedy, kiedy pracowałam dla McQueena, zaobserwowałam, że bardzo dużo ubrań się wyrzuca. Duże firmy produkują śmieciowe rzeczy. Pracując w takim miejscu masz świadomość, jak powinna wyglądać jakość ubrań, na które poświęcony jest czas projektanta. Projekty McQueena zaczęłam porównywać do rzeczy z sieciówek, które okazały się słabe jakościowo. Wtedy zdecydowałam się na kupowanie rzeczy tylko od projektantów, przeważnie ze starych kolekcji, bo nie miałam możliwości mieć najnowszych - dodaje.
Taka decyzja wydawała jej się odpowiednia. Wspierała twórców i dobrą jakość.
- To była moja pierwsza transformacja. Kiedy przestałam już pracować dla domu mody McQueen, przewartościowałam wszystko. Zaczęłam zastanawiać się, jaki jest sens tworzenia tego wszystkiego. Miałam traumę, że mój mistrz popełnił samobójstwo. Pytałam siebie, dlaczego ja się tą modą zajmuję. Wróciłam wtedy do trenowania jogi i odkryłam materiały eko. Na moim uniwersytecie London College of Fashion zaczęłam interesować się naturalnymi, organicznymi, odnawialnymi materiałami.
Wówczas Natalia Zawada stworzyła własną markę Starseeds, która istnieje na rynku już od 5 lat. Są to m.in. ubrania do jogi, ale spełniające wiele funkcji.
- Staram się, żeby te ubrania można było założyć w różne miejsca, na wiele okazji, co sprowadza się do tego, że minimalizujemy ilość ubrań w szafie.
W 2016 r. Natalia zrobiła sobie roczny detoks od kupowania ubrań. Chciała zmienić podejście do mody tak, aby było zgodne z jej przekonaniami.
- Po detoksie kupowałam ciuchy, ale w dużo mniejszej ilości, z inną świadomością. Myślę, że zminimalizowałam robienie zakupów o 80 proc. Zmieniłam kompletnie swój sposób kupowania. Nie kieruję się już emocjonalnymi potrzebami. Jestem w stanie świadomie zdecydować co kupuję, nie jestem zachłanna - mówi otwarcie.
Ania Pięta podkreśla też, że nie ulega chwilowym zachciankom.
- Dzisiaj wszystkie moje rzeczy mieszczą się na jednym wieszaku z IKEI. Myślę, że to jest w sumie 2,5 torby ubrań. Kupuję tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebuję. Jeśli miałabym określić to czasowo, to zakupy ubraniowe robię raz na kilka miesięcy. I mówimy o drugim obiegu. Nie doskwiera mi mój minimalizm - mówi Pięta.
Ania ma też kilka tricków, które pozwalają jej na rozsądne i świadome zakupy. - Po dwóch latach widzę, że mózg da się oszukać. Kilka razy zrobiłam tak, że schowałam do walizki rzeczy, które mi się znudziły i otworzyłam je po jakimś czasie. Okazuje się, że mój mózg cieszy się jak na nowe. Zrobiłam też system rotacyjny. Sezonowo odpakowywałam i wieszałam w szafie tylko rzeczy, które będę nosić. Jeśli mam dwie białe koszule, to na dany rok wyciągam tylko jedną po to, aby tę drugą odkryć za dwa lata i zakochać się w niej na nowo - mówi.
Przemysł odzieżowy szkodzi środowisku
W 2017 r. organizacja Ellen MacArthur Foundation opublikowała raport, z którego wynika, że przy produkcji ubrań emituje się rocznie ponad 1,2 mld ton gazów cieplarnianych – więcej niż cały transport wodny i lotniczy razem wzięte. Z tego samego raportu wynika, że statystycznie co sekundę na wysypisko lub do spalarni śmieci trafia ciężarówka wypełniona odzieżą.
Często ubrania produkowane są ze szkodliwych dla środowiska substancji takich jak akryl, poliester, czy nylon. Te materiały produkowane są m.in. z ropy naftowej i rozkładają się setki lat. Poza tym do oceanu trafiają miliony sztucznych mikrowłókien.
A Ty jak dbasz o środowisko? Razem z Wirtualną Polską podejmij #EkoWyzwanie! Pochwal się swoimi osiągnięciami na dziejesie.wp.pl